• Najgorsze są te dni, w których nic się nie dzieje. Nie ma żadnych spraw, żadnych zdesperowanych postaci, telefonów, chęci, nie ma nawet mojego współlokatora. Rzadko zdarza się taka spokojna doba, ale… No właśnie. Zdarza się. Szczególnie ostatnio. Ciche dni… Ciekawe czemu. Chyba świat sobie ze mną pogrywa. Albo Bóg, jeśli istnieje. Wiedziałby, że od niedawna nie jest mi lekko i potrzebuję zajęcia… A tak – jak na złość! Zero spraw. John ciągle poza domem. Towarzyszy mi jedynie nieodłączna już w mym życiu nuda.

    Leżę na sofie. Tracę poczucie czasu.

    Która godzina? A dzień? Miesiąc..?

    Zegar nie tyka. Ciekawe od jak dawna. Nie było kiedy wymienić baterii. Teraz nie chce mi się tego robić. Za dużo zachodu. John może to zrobić, jak przyjdzie. A zresztą… Na co to komu. Za oknem ciemno. Może być późny wieczór… Może być tuż przed świtem. Kogo to obchodzi. Słychać deszcz uderzający o parapet. Chyba dawno już nie padało… Nie wiem, nie zwróciłem uwagi.

    Nie zwróciłem uwagi?..

    Zamykam oczy. Mój oddech staje się cięższy. Nie mam na nic siły. Na nic ochoty. Nawet na muzykę nie mam jakoś nastroju. Od pewnego czasu nachodzą mnie myśli. Najróżniejsze pytania. Jakieś pojedyncze wspomnienia. Normalnie nie mam czasu na takie bzdury jak uczucia. Są mi całkowicie zbędne, a nawet i wadzące. Zawracają głowę. Śmiecą mi umysł. A przecież muszę jasno myśleć.

    Lecz bywają TE chwile. I wszystko do mnie wraca. Wszystko, o czym normalnie usiłuję zapomnieć. Niestety, jestem tylko człowiekiem. Choć bywam blisko, nigdy nie będę w stanie zapanować nad wszystkimi moimi instynktami. Od lat wyrabiam sobie barierę ochronną. Do jej stworzenia poświęciłem wiele osób, na których mi zależało. Całą. Masę. Osób. Nie żałuję. Uczucia to przejaw słabości… Nie chcę być słabeuszem.

    Irene…

    Przypominam sobie, jak pierwszy raz spróbowałem. I myślę, dlaczego próbować wciąż nie przestaję. Uzależnienie? Może. Myślę jednak, że zerwałbym z tym kiedy tylko bym chciał.

    Czasem życie mi nie wystarcza. Oczekuję czegoś więcej.

    Zwlekam się z sofy i udaję do kuchni. Mało kto powiedziałby, że tak właśnie zachowuje się TEN Sherlock Holmes! Nawet John nie miał okazji ujrzenia mnie w takim stanie, choć tak długo ze mną mieszka… O nie. To, co przeżywam, to po prostu chwile słabości. Nikt nie powinien o nich wiedzieć.

    Oh, Irene…

    W szafce przy zlewie leżą woreczki ze śnieżnobiałym proszkiem. Wszystko odbyło się automatycznie. Niewielka ilość rozpuszczona w łyżeczce wody, wszystko ostrożnie przelane do strzykawki.

    Wracam na swe miejsce. Znów się kładę. Zaciskam pas od szlafroka jako opaskę. Igła wbija się w żyłę. Głośno wciągam powietrze w płuca gdy roztwór przenikał do mego krwioobiegu. Strzykawkę rzucam za sofę, odwiązuję pas.

    Ostatnio przychodzi mi to wyjątkowo łatwo.

    Pozostaje czekać. Mam cztery minuty. Cholernie długie cztery minuty. Wstrzyknięcie jest i tak najefektywniejszą i najszybszą formą przyjmowania kokainy… Ale to i tak trwa za długo. Potrzebuję pomóc sobie teraz, natychmiast! Czy po większej dawce odczuję efekty szybciej..? Spróbuję następnym razem. Jeśli będzie jeszcze następny raz. Zamykam oczy.

    Irene!

    Shut up, voices in my head!

    Marszczę brwi. Czekam… Czekam. Głos jest wyjątkowo silny tym razem. Nie chce ustąpić. Przełykam ślinę. Narkotyk będzie silniejszy od niego. Wierzę w to. Póki co zawsze wygrywał.

    Kładę dłoń na sercu. Jeszcze bije.

    Irene…

    Robię głęboki wdech. Dotleniam mózg. Nie pomaga. Powoli ulegam.

    Błagam, pośpiesz się!

    Irene.

    Mam ją przed oczyma. Jest piękna. Jest silna. Ma klasę. Inteligencję. Tajemnicę w sobie. Intryguje mnie. Nakręca. Chcę wiedzieć, co takiego w niej jest.

    Nie wiem co się ze mną dzieje. To przecież jedynie zwykła kobieta…

    Irene…

    Przełykam ślinę. Gardło mam ściśnięte. Nigdy wcześniej nie czułem niczego takiego tak intensywnie. Owszem, zdarzyło się, że za czymś tęskniłem. Owszem, zdarzało się, że kogoś potrzebowałem. Ale nigdy nie tak bardzo…

    Uczucia są problematyczne. Wiem o tym. Wiem, i jednocześnie nie mogę się ich pozbyć. Choć wcześniej nie miałem z tym większego problemu. Zawsze „jakoś to było". Miesiąc, dwa, przechodziło. Wystarczyło zająć się czymś innym. Czasem pomagała kokaina. A teraz? Czemu nie mogę? Zaczynam powoli świrować. Nie wiem czy to przez narkotyki, czy przez to, co siedzi w mojej głowie. Nie wiem…

    No szybciej!..

    Pamiętam jak po raz ostatni spojrzałem w jej oczy. Dotknąłem ją przez chwilę. Oboje graliśmy po mistrzowsku… dumnych, pewnych siebie… To śmieszne. Wtedy nie czułem się pewien. Za to towarzyszyło mi inne uczucie. Coś nowego. Nie wiem nawet jak ludzie to nazywają. Miałem lodowate dłonie, lecz gorący oddech. Tylko to mnie zdradzało. Uśmiechnęła się przez chwilę w taki inny sposób. Zachęcała mnie. Chyba nawet… Chciałem coś zrobić. Ale nie mogłem. I wiem, że gdybym i nawet cofnął czas – nic bym nie zmienił. Chyba po prostu nie jestem do tego stworzony. Me serce nie jest stworzone do kochania.

    Nie potrafię tego zapomnieć. A tak bardzo chcę!

    To chyba najdłuższe cztery minuty w moim życiu.

    Biorę komórkę. Mam tam jej zdjęcie. Wcześniej starałem się na nie nie patrzeć. Szybko odszukuję fotografię. Czuję zimno mych dłoni gdy powiększam miniaturkę. Ma warga zaczyna drżeć, gdy widzę jej twarz. Jej ciało. Kosmyk włosów zachodzący na policzek. I oczy. Te oczy…

    Pragnę ją. Oh, Irene… Gdybym mógł nazwać Cię moją…

    Komórka wypada mi z dłoni i upada na podłogę. Ekran tego nie wytrzymał. Zdjęcie Irene pokryło się licznymi pajęczykami. Powietrze gwałtownie wdziera się do mych płuc. Drgawki przechodzą przez me ciało. W ostatnich chwilach zastanawiam się, czy nie wziąłem jednak za dużo. To może być… Ostatni już raz?..

    Zaczyna się przedstawienie.

    Cztery minuty właśnie upłynęły.

    Irene, nie chcę! Nie chcę zapomnieć!

    Zapominam.